DSC02959

Przysłup, widok na dom

Kto szuka spokoju, przyjaznych ludzi, pięknego otoczenia, ten zakocha się w w tej krainie, jak i my się zakochaliśmy.

DSC00547

Tu zawsze jest urokliwie, niezależnie od pory roku

...ale naszym zdaniem, najpiękniejsza porą roku w Bieszczadach, jest złota polska jesień.

Bieszczadzka sielanka 7

W czepku urodzeni

W kwestii wypoczynku można wierzyć wszystkim małym ekspertom od zabawy. Dzieci uwielbiają tu wszystko. Nie przeszkadza im kiepski zasięg internetu i brak telewizji.

 
  • Zaczyna się od marzeń.

    Blisko dziewięćdziesięcioletnia willa stała wcześniej w Dynowie. Kiedyś z jej okien rozciągał się widok w dolinę Sanu, szeroką w tej okolicy. Willa lub Chata, gdyż tak ją teraz nazywamy, jest jak na drewniany dom stara, nawet bardzo stara. Na jednej z belek miała wyciosaną datę 1928. Gazety, które znaleźli nasi Majstrowie pod drewnianą podłogą były równie wiekowe. Bieszczady: Moja miłość do tych gór sięga lat siedemdziesiątych. Od początku lat osiemdziesiątych nie było roku, w którym nie przyjechałem tu choć na chwilę, nawet na chwilę... Już dawno rozpadła się stara mapa, na której zaznaczałem kolejne ścieżki i miejsca, przez które przewędrowaliśmy z moją żoną. Mapa, taka jaką ją pamiętam była wtedy cała pokreślona, a niektóre miejsca wprost zaczernione.

  • Rekonstrukcja

    W trakcie rekonstrukcji, zostały wymienione elementy ścian znajdujące się w najgorszym stanie rozkładu biologicznego oraz wykonaliśmy adaptację wnętrza według naszego pomysłu i wyobrażenia. Dom o konstrukcji wieńcowej z bala modrzewiowego i świerkowego, został wzniesiony przeszło 86 lat temu i był użytkowany przez 3 pokolenia jednej mieszczańsko-nauczycielskiej rodziny. Dom został wzniesiony zgodnie z obowiązującą wtedy sztuką ciesielską, bez użycia gwoździ. Ściany z drewnianych bali w rozmiarze około 25 cm x 25 cm układane były warstwowo i łączone na węgłach czyli w narożach specjalnymi zacięciami na rybi ogon. Między węgłami bale łączono kołkami dębowym zwanymi dyblami.

  • 1
  • 2
  • Dom przed rozbiórką

    MNS Była stara, zaniedbana i niezamieszkiwana od kilkunastu lat. W środku duże i wysokie, niemal dworskie pokoje były ogrzewane piecami kaflowymi. Kuchnia - metalowa Westfalka z fajerkami, stale ogrzewała nieizolowany zbiornik wody z przeznaczeniem do jedynej w domu wspólnej łazienki. A wodę pompowało się ręcznie na poddasze do sporego zbiornika skąd grawitacyjnie spływała do kuchni i łazienki. Tak więc już kilkadziesiąt lat temu, dom zapewniał wszelkie wygody i był praktycznie samowystarczalny.

  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
  • 7

 

Kilka pytań do właścicieli.

 

  • Jak wiele domów podobnych do tego znacie w swoim sąsiedztwie?

 

Nasz pomysł zrodził się w 2000 roku . Wtedy było tutaj jeszcze w miarę spokojnie. Bieszczady są obecnie modne, a ziemię tutaj wykupują wyłącznie "ludzie z miasta". Osobiście znamy wielu podobnych do nas. Sami nie mieliśmy pojęcia, a nawet pieniędzy aby podołać temu zadaniu. Ale nie tylko my wpadliśmy na równie szalony pomysł. Równolegle ze Stefanówką powstawał dom przeniesiony z Podlasia do wsi Krywe. W Wetlinie znam ich co najmniej kilka. Podobno do dziś w Bieszczady przeniesiono już kilkadziesiąt starych chałup. Obecnie znamy niejedną osobę, która z chęcią uczyniłaby podobny krok.

 

  • Rozłożony dom na części pierwsze, został przewieziony i złożony na nowo. Na ile udało się Wam zachować pierwotny charakter domu?

 

Naszym zdaniem w Polsce brakuje porządnych planów zagospodarowania przestrzennego, lub zwykłego zacięcia lokalnych władz aby inwestorzy nie budowali według maksymy „wolnoć Tomku w swoim domku", czyli bez świadomości, że inwestycja swym charakterem słabo wpisuje się w lokalny krajobraz. Mnożą się realizacje przedziwnych tworów architektonicznych, bez związku z tradycyjnym budownictwem. Staraliśmy się zatem, aby Stefanówka zachowała oryginalny podkarpacki styl domu mieszczańskiego zbudowanego w technologii wieńcowej. O ile z zewnątrz, chcieliśmy się wtopić w krajobraz, to wewnątrz, pierwotny charakter ścian tynkowanych na matach z trzciny był już nie do odtworzenia. Zatem wnętrza, zostały zaaranżowane i wykonane na nowo, choć w „przaśnym" charakterze. Całe przedsięwzięcie kosztowało nas masę trudu, wysiłku i nerwów. Przede wszystkim zdani byliśmy na własne siły, gdyż na początku lat 2000, nie było w regionie wyspecjalizowanych firm.

 

  • Co w trakcie budowy okazało się najtrudniejsze?

 

Oprócz biurokracji na którą chyba każdy narzeka, mierzyliśmy się np. z odległością do sklepów. Materiały do budowy dowoziliśmy z miejsca odległego o 60 km, a wykończeniowe nawet z Krakowa, Rzeszowa i Warszawy. Do "mszenia", czyli utykania w elewacji wiórami drewnianymi ściągaliśmy fachowca aż z podhala. Mitem jest także łatwy dostęp do sezonowanego, suchego drewna w Bieszczadach.
Kolejną uciążliwością okazał się zwykły brak chętnych rąk do prac wykończeniowych. Widocznie wszyscy, którzy chcą i potrafią pracować szukają chleba poza granicami Polski... Sami z żoną wykańczaliśmy wnętrza, gdyż nie mieliśmy komu zlecić tych prac. W trakcie prac wykończeniowych podróżowaliśmy 2 – 3 razy w miesiącu z miejsca odległego aż o 500 km, jadąc w piątkową noc, aby od rana w sobotę i następnie niedzielę do wieczora pracowac jako tapeciarze, malarze, stolarze. Następnie wracaliśmy nocą do naszego domu, aby w poniedziałek stawić się w pracy.

 

Pomimo wielu trudności, jesteśmy dumni, że dom powstał i jest dla nas szczęśliwym miejsce gdzie spełniły się nasze bieszczadzkie marzenia.

Przez wiele lat sami cieszyliśmy się jego zaciszem oraz wygodami. Obecnie jest dostępny dla naszych Gości i Przyjaciół.

Komentarz:


  • Przysłup o poranku

  • Przysłup. Widok w kierunku Stefanówki

  • Przysłup. Wstaje świt.

  • Przysłup. Widok w kierunku Stefanówki

  • Poranek nad Przysłupiem.
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5